Dominikana, Maj 2021 - Jarabacoa, El Megote

Jarabacoa na Dominikanie to miejsce, gdzie natura pokazuje swoje najpiękniejsze oblicze. Położona w sercu wyspy, w otoczeniu gór i lasów deszczowych, ta mała wioska jest idealnym punktem wyjścia do odkrywania tajemniczej dżungli.

Dżungla wokół Jarabacoa jest gęsta i zielona, pełna życia i egzotycznych roślin. Wąskie ścieżki prowadzą przez bujne lasy, gdzie wysokie drzewa tworzą naturalny parasol, osłaniając przed słońcem. Światło słoneczne, przebijające się przez liście, tworzy niesamowite wzory na ziemi, dodając temu miejscu wyjątkowego uroku.

Nie można zapomnieć o faunie – Jarabacoa to raj dla miłośników przyrody. Ptaki o tęczowych piórach, motyle o niezwykłych wzorach na skrzydłach, a także ukryte w gęstwinie małe zwierzęta, wszystko to sprawia, że spacer po dżungli staje się prawdziwą przygodą.

 

Kiedy wyruszyłam wraz z dwoma Niemcami na trasę na El Mogote, wiedziałam, że czeka mnie coś wyjątkowego, ale rzeczywistość przerosła moje oczekiwania.

Kiedy zaczęłam wchodzić w wyższe partie trasy, zauważyłam, że tempo moich kompanów jest zdecydowanie szybsze od mojego, więc postanowiliśmy iść osobno i spotkać się na szczycie. Otaczająca mnie roślinność stała się gęstsza i bardziej bujna. Szłam wąską ścieżką, czując, jak liście i kwitnące pnącza tworzą wokół mnie naturalny tunel. Co jakiś czas przystawałam, aby zaczerpnąć oddechu, bo było bardzo wilgotno, duszno i widziałam, że zbiera się na burzę. Miałam ze sobą mały plecak z wodą i jedzeniem. Niestety, same słodycze: słodkie pieczywo, ciastka i banana. Nic innego nie znalazłam we wiosce górskiej. Im wyżej się wspinałam, tym bardziej czułam, że jestem w sercu dzikiej, nienaruszonej przyrody.

Ścieżka stawała się coraz bardziej stroma, a ja co chwilę musiałam pokonywać skaliste fragmenty. Ścieżka to jednak za dużo powiedziane. Szłam dosłownie w wąskim korycie suchej rzeki o głębokości 30-40 cm. Szlak był bardzo stromy, miałam wrażenie, że wspinam się praktycznie po ścianie. To dodawało całej trasie nuty przygody, której tak bardzo pragnęłam.

 

W miarę jak zdobywałam wysokość, brakowało mi sił, robiłam coraz częstsze przerwy. Niemieccy znajomi dawno mnie wyprzedzili. Nie zdziwiłabym się, gdyby byli już na szczycie, odpoczęli i schodzili w dół. Ja, nawet gdybym chciała ich dogonić, nie mogłam.

Otóż, po dwóch – trzech godzinach wspinaczki, już 20 minut do szczytu, przy zbierającej się burzy, chmurach otulających góry, zauważyłam mroczki przed oczami. Tak, to ona, migrena z aurą, przyszła w najlepszym momencie, wybrała sobie… Chyba nie ma gorszego miejsca na migrenę z aurą. To miejsce było obłędne, intensywnie zielone, ale sytuacja tragiczna. Z jednej strony mogłam podziwiać zielone doliny ciągnące się w nieskończoność, majestatyczne góry, które wznosiły się na horyzoncie, z drugiej - czułam narastający strach, że nie zdołam wdrapać się na szczyt. Zdecydowałam się łyknąć dwie etopiryny, bo tylko one mi pomagają. Serio, miejsce było surrealistyczne. Przepiękna okoliczność natury w połączeniu z burzowymi chmurami pojawiającymi się zza gór i ta cisza. Nikogo i niczego wokół mnie. Musiałam położyć się na tej pomarańczowej ziemi, modliłam się tylko, aby nic mnie nie ugryzło. Leżąc, próbowałam się uspokoić, szybko zjadłam batonika, który miał dać mi energię, zamknęłam oczy i po prostu czekałam. Czekałam, aż przejdzie i biłam się z myślami, czy wejść na szczyt, czy jednak nie ryzykować zdrowia i zejść na dół, szczególnie że słychać już było grzmoty. Nie lubię rezygnować. Szczególnie, że cel jest tak blisko. 20 minut i jestem na miejscu.

 

Ale czy warto tak ryzykować? A może i tak osiągnęłam swój cel? Co, jeśli pojawią się inne objawy i utknę na noc? A co, jeśli rezygnacja z mojego celu stanie się nowym celem, który ma mnie nauczyć czegoś o sobie samej? Może to lekcja, bym nauczyła się stawiać siebie na pierwszym miejscu, nie przejmować się opinią innych, nie bać się wstydu. Bo czy naprawdę jest powodem do wstydu to, że zrezygnowałam z wejścia na szczyt? Czy ma to jakikolwiek wpływ na moje życie? Nie. Może tylko moje ego ucierpi, może mój strach przed oceną innych zostanie wystawiony na próbę.

I właśnie dlatego uważam, że to, co zrobiłam, było aktem odwagi. Odważyłam się nie wejść. Odważyłam się posłuchać siebie, bo to ja jestem swoją królową, o którą muszę dbać, którą muszę pielęgnować. To była moja odwaga – wybór, by w końcu zrobić coś dla siebie, a nie wbrew sobie. Czułam, że wreszcie wsłuchuję się w siebie, że naprawdę dbam o to, co dla mnie ważne, a nie to, co narzucają mi inni.

 

Zaczęłam schodzić w dół, gdy nagle niebo zaciągnęło się ciężkimi chmurami, a deszcz zaczął padać coraz mocniej. Ziemia pod stopami szybko stawała się śliska i zdradliwa, każdy krok wymagał ogromnej ostrożności. Myśl o skręceniu kostki nie dawała mi spokoju, więc zamiast ryzykować, postanowiłam zjeżdżać na tyłku. To było o wiele szybsze i bezpieczniejsze, choć przyznam, że wyglądałam przy tym dość komicznie.

W pewnym momencie dogonili mnie Niemcy, którzy szli tą samą trasą. Razem zdecydowaliśmy, że musimy przyspieszyć, by uniknąć nadciągającej burzy. Biegliśmy przez ostatnie odcinki trasy, a deszcz bębnił o liście drzew wokół nas. Kiedy dotarliśmy na szosę – jeśli można tak nazwać tę wąską, błotnistą drogę – skierowaliśmy się w stronę naszej wioski. Na szczęście udało nam się złapać stopa.

Podróżowaliśmy z radosną, pięcioosobową rodziną w małym, pięcioosobowym aucie. Siedzieliśmy ściśnięci pomiędzy dziećmi, które z zaciekawieniem wpatrywały się w nas – białych ludzi o jasnych włosach. Ich duże, błyszczące oczy pełne były ciekawości, a my, nie mogąc się powstrzymać, odwzajemnialiśmy ich spojrzenia z równym zainteresowaniem. Cała sytuacja była przepełniona śmiechem i ciepłymi gestami, które rozgrzewały serce.

Ta krótka, wspólna podróż pokazała mi, że różnice w rasie, kulturze czy obyczajach nie są przeszkodą w byciu życzliwym i uprzejmym. Znów przekonałam się, że w świecie pełnym różnorodności, uśmiech i serdeczność są uniwersalnym językiem, który zbliża ludzi do siebie, niezależnie od tego, skąd pochodzą.

 

Besitos,

Darita
 

Przygoda w Dżungli: Odwaga, Natura i Niemieccy Towarzysze

22 sierpnia 2024

Artykuły z tej kategorii

30 października 2024
Dzień 1: Sliema Sliema to popularna miejscowość turystyczna, znana z pięknych promenad, widoków na morze oraz tętniącego życiem centrum. Sliema jest doskonałym miejscem na nocleg ze względu na bliskość atrakcji
15 września 2024
  Dzień 1: San José Rano: Przylot do San José. Zakwaterowanie w hotelu. Południe: Zwiedzanie stolicy – Teatr Narodowy, Muzeum Złota, spacer po Barrio Amón. Wieczór: Kolacja w restauracji Restaurante Grano
02 września 2024
Przygotowałam dla Ciebie intensywny plan podróży na 5 dni, pełen aktywności, które pozwolą Ci odkryć najpiękniejsze zakątki tej portugalskiej wyspy. Znajdziesz tu propozycje wędrówek po mniej turystycznych szlakach, wizyty w